TIR, czyli Trip InterRail ;)

Autor:

Za oknem leje, a ja już dawno obiecałam, że skrobnę co nieco o wycieczce, którą sprawiliśmy sobie niedawno (aha :P), więc tak sobie myślę, że to jest właśnie ten moment :)
Jak już zdążyłam kiedyś tam napisać, nasz kurs trwał 3 tygodnie, a więc między oficjalnym rozpoczęciem zajęć (3 września), a końcem lekcji fińskiego dało się wygospodarować nieco czasu na krótkie wakacje.
Poszperaliśmy trochę w internecie i okazało się, że bardzo opłacalną opcją jest wykupowanie okresowych biletów kolejowych, które nazywają się Inter Rail. (Więcej informacji można zasięgnąć tutaj: http://www.interrailnet.com/).

Istnieje kilka opcji tych biletów. Można wykupować pass'y na poszczególne kraje, lub na kilka. Dlatego ceny wahają się od kilkudziesięciu euro do nawet kilkuset. Biorąc pod uwagę fakt, że z kolei korzystać można w zasadzie do oporu, sądzę że okazja jest spora.

A wracając do nas.. Tak mniej - więcej prezentowała się trasa naszej wycieczki:


Zanim przejdę do relacji, wspomnę może jeszcze, że fińska kolej oferuje na prawdę dobrą jakość usług i mogliśmy sobie ze spokojem pozwolić na wybranie pociągów nocnych, co pozwoliło nam zaoszczędzić na noclegach. Zyskaliśmy trochę ciężaru w portfelu, ale przede wszystkim sporo czasu - wakacje były krótkie więc połączenie noclegu z transportowaniem się do kolejnego miejsca było najrozsądniejszą rzeczą, jaką mogliśmy zrobić ;)

Wyruszyliśmy z Joensuu dość wcześnie, bo około 9.oo (dla mnie oczywiście to środek nocy :P ) i w pierwszym z zaplanowanych miast czyli Kotce (po fińsku "orzeł") mogliśmy zameldować się chwilę po 13.oo.
Kotka to bardzo przytulne miasto idealne na jedno- lub dwudniowy pobyt. Jednym z najładniejszych miejsc jest chyba Ogród Sapokka położony nam morzem i pełen małych wodospadów, mostków, oczek wodnych i miedzianych figur różnych zwierząt (niektóre były na prawdę zabawne). Po wizycie w parku wpadliśmy jeszcze do Maretarium, czyli akwarium z wystawą wszystkich ryb żyjących w Bałtyku.
Ogród Sapokka

Widok na Kotkę ;)

Kaczka? Chyba kaczka.

Wiedzieliście, że nie da się zjeść ryby przez szybę?!

Słitfocia w toalecie w pociągu ;]

Bez obijania się, po trzech godzinach wskoczyliśmy do pociągu i o 18.oo byliśmy już w Helsinkach. Kiedy zawitaliśmy do fińskiej stolicy pierwszy raz, na początku sierpnia, byliśmy zmęczeni dwudziestogodzinną podróżą z Polski i bujaniem na promie z Tallina, więc tym razem zwiedzaliśmy miasto niemalże od nowa ;)
Oczywiście Helsinki zawsze wchodzą, uważam że to najładniejsze miasto w tym kraju i bardzo żałuję, że nie dane nam było tu studiować. Nie ma tu wielu zabytków, jest to raczej gratka dla wielbicieli ogrodów i architektury, ale można tu poczuć świetny miejski klimat - ktoś śmiga na desce, ktoś inny biega, albo siedzi na trawie w parku - czuć życie ;) Wierzcie, lub nie, ale Finowie z reguły spędzają czas w domu i spotykanie ich w miejscach publicznych (a już szczególnie późnym wieczorem lub nocą) nie jest normą ;)
Prawdopodobnie najładniejszy dworzec świata.

Welcome to Finland ;)

Tuomiokirkko i pomnik cara Aleksandra II. Hmm.. Nami też rządził, ale pomników to my mu chyba nie stawiamy ;P

Okazuje się, że producentem Dumli jest fiński Fazer - pozycja obowiązkowa w każdej spiżarni tutaj ;]

"Something amazing is Coming...GLOD"

Mają polskie "Witaj!" :). Dworzec.

Nocny pociąg do Oulu wystartował przed północą i o 8.oo dnia następnego mogliśmy cieszyć się widokiem kolejnego morskiego kurortu. Okolice koła podbiegunowego przywitały nas cudownym błękitem wody. Wow! Oulu położone jest częściowo na wyspach połączonych ze sobą licznymi mostami, mostkami i mosteczkami. Wszędzie mnóstwo zieleni i wody. Nie ma tam zbyt wielu zabytków, więc postanowiliśmy wstąpić do jakiegoś muzeum. Padło na muzeum północnej Ostrobothnii. Ha! I dowiedzieliśmy się tam na przykład, że prawdopodobnie najpopularniejszą kreskówką w Finalndii (przebijającą chyba nawet Muminki) są Koiramäki - okazuje się, całkiem fajna baja ;)
Mooooooooooorze.

Poczułam jak kopnęło! ;D

-Towarzyszu generale!

Koirämaki

Kilka godzin w Oulu i czas wyruszyć do Rovaniemi, teraz już na prawdę byliśmy na kole podbiegunowym ;) Całe szczęście śniegu nie upatrzyliśmy, niestety reniferów też nie :(
Rovaniemi okazało się zwykłym, nieco nawet szarym miastem, które nie wyróżnia się niczym szczególnym poza tym, że jest największe w Laponii. Wpadliśmy więc do Muzeum Arktikum- bardzo fajne interaktywne miejsce, choć moim zdaniem zbyt wiele wystaw poświęconych jest ekhym "zgubnemu wpływowi człowieka na przyrodę". Do budynku przyłączono długi przeszklony korytarz, w którym znajduje się mnóstwo miejsc siedzących, wszystko po to, żeby turyści mogli oglądać niebo podczas nocy polarnej. Widok jest podobno nieziemski, niestety nie trafiliśmy w sezon. Myślę, że wrócimy tam zimą ;)
Miasto reniferów ;)

Do domu tylko 1500  km ;]

Szkielet renifera?

Lapońska panorama.

Turkinpippuri - knajpa, w której podają największe wrapy świata...
... czyli wrapy wielkości ręki :P

Kto widział kiedyś pachę kury? :)

Czeeeeeeść misiu, ja wcale się Ciebie nie boję ;P
Zdjęcie nie nasze, ale chciałam pokazać Arktikum i noc polarną.

Kolejna noc spędzona w pociągu skończyła się powrotem na cieplejsze południe, a mianowicie do Espoo. To drugie co do liczby mieszkańców miasto w Finlandii, ale co do powierzchni, nie byłabym zdziwiona, gdyby okazało się największe. Podróż z dworca kolejowego (w samym sercu miasta) do centrum muzealnego WeeGee (wcale nie na obrzeżach) to około 35 minut w jedną stronę! Całe szczęście więcej czasu niż na podróżowanie komunikacją miejską, poświęciliśmy na wyprawę do usytuowanego pod miastem Parku Narodowego Nuuxio. Typowo fińskie widoczki - wysokie skały położone nad wodą w środku lasu, coś dla nas ;) Fantastyczną sprawą we wszystkich PN w Suomi jest zaplecze turystyczne - palenisko co kilka kilometrów, często darmowe schroniska mogące pomieścić nawet 20 osób, toalety, punkty do czerpania wody... Super! Nic, tylko trekować ;)
Nuuxio.



Jak pisałam - genialne warunki do dłuższych i krótszych spacerów.


No i w zasadzie byłoby na tyle, bo dzień trzeci dobiegł końca i trzeba było wracać do domu planować kolejny wypad!
Na koniec jeszcze jedna słit foteczka, żeby nie było że Was nie kochamy... Co prawda trochę krzywo nam wyszło, ale intencja jest chyba w miarę do odczytania :P

Bye :*