St. Petersburg

Autor: ,

Witajcie!
ЗДРАВСТВУЙТЕ!


Pewnie chcecie wiedzieć jak było w St. Petersburgu?
No dobraaaaa...
Od początku. Wyjechaliśmy 11 października z Joensuu do Helsinek, gdzie czekał na nas prom.


Prom okazał się 8-piętrowym minihotelem z basenem, kasynem, sauną, kinem i kilkoma restauracjami (i klubem i....)


Wszystko fajnie, gdyby nie fakt, że we wspomnianym kasynie przegraliśmy pierwsze w życiu pieniądze zainwestowane w hazard (całe 5€!) :)
Pierwsze spojrzenie na Rosję, już po zejściu z pokładu było porażające: sypiące się mury, długie kolejki, celnicy łypiący groźnymi oczyma (koleżanka z Turcji nerwowo pytała nas przed samym podejściem do kontroli jak jest "dzień dobry" po rosyjsku, żeby tylko być jak najbardziej miłą...).



Staraliśmy się nie zwracać uwagi na pierwsze wrażenie i skupić na tym co dopiero przed nami. Oczywiście nie zawiedliśmy się. Newa jest piękna! Reszta miasta też ma swoje dobre strony ;]
Pierwszy dzień poświęcony był na ogólne zapoznanie z miastem - byliśmy nad rzeką, oglądaliśmy z zewnątrz różne budynki, zaszliśmy do jednej z mniejszych cerkwi i zaśmiewaliśmy z rosyjskich par, które tradycyjnie po ślubie odwiedzały nadmewskie trakty ;)







Później krótki wlot do hotelu ( nasz był umiejscowiony w kamienicy, w której mieszkał przed śmiercią Dostojewski.)



Oczywiście długo w hotelu nie zabawiliśmy. Choć wszyscy byli padnięci, pół godzinki snu wystarczyło. Poszliśmy w teren! Wolne zwiedzanie podoba się nam najbardziej. Znaczy wiadomo, przewodnicy (szczególnie jeśli są miejscowi) mają większą wiedzę o mieście i bywa że znają sporo ciekawostek i anegdotek. Mimo wszystko, na wyjazdach miło jest zwiedzać bez grafiku ;]

Poszlajaliśmy się trochę po Petersburgu. Zaszliśmy do kilku knajpek, zorientowaliśmy w cenach alkoholu (które już dla Polaków mogą być siódmym niebem, więc przyjezdnym z Finlandii to chyba piętnastym). Mieliśmy nieciekawą przygodę w jednej pizzeri, gdzie dostaliśmy zimną pizzę, a kelner jedyne co zrobił to łypnął na nas niezbyt przyjaźnie i wsadził ją jeszcze na trochę do pieca. Okazało się, że lepiej pójść zjeść w zaufane miejsca ;)



Oczywiście w Ładzie nie jedliśmy ;) Ale i tak nam się spodobała.



Czasu nie było dużo, bo wieczorem czekała na nas super atrakcja - nocny rejs po Newie. Miasto nocą od strony rzeki wygląda genialnie!





Dużo szampana na łódce zrobiło swoje - wszyscy byliśmy w szampańskich nastrojach. W związku z tym uderzyliśmy do hotelu na małe party. Nie dla wszystkich skończyło się to dobrze, bo następnego dnia pobudka miała być wcześnie, więc kolejne osoby wchodzące do jadalni na śniadanie miały coraz to bardziej zaspane i skacowane miny. No cóż. Wstać było warto. Dzień drugi: Pałac Carycy Katarzyny ;] Szczególnie przypadły nam tam do gustu babuszki z bursztynowej komnaty, które biły po łapach, jak tylko spostrzegły, że ktoś wykonuje jakieś podejrzane ruchy aparatem. Ja nie wiem co im szkodzą zdjęcia w tym pomieszczeniu, skoro i tak są bez flesza... 








Mieliśmy wspaniałe plany, żeby (już prywatnie) odwiedzić także Peterhof. Niestety podróż do tego miejsca okazała się być zbyt długa na nasze możliwości. Wieczorem czekał nas trip limuzynami. Szlachta się bawi ;)







Ostatni dzień wyprawy poświęcony był Ermitażowi i najważniejszym katedrom. Choć i tak wszyscy po szaleństwach minionej nocy z trudem zachowywali zadowolone miny :P





Wyjazd oczywiście in plus. Choć za krótki - to fakt. Ale bawiliśmy się świetnie ;)
Ps. Pisaliśmy tego posta chyba z miesiąc ;P